Strona główna » Obrazy sprzedane

Obrazy sprzedane

Malarstwo – większość moich obecnych obrazów to akwarele. Maluję głównie na papierze Canson.

Namalowałam około 3000 akwarel. Te cyfry brzmią „podejrzanie”, a jednak to prawda.

W pewnym momencie mojego życia obrazy stały się towarem wymiennym za modne ciuchy, dentystę, wizytę u innych specjalistów, etc . Czyli tak jak dawniej towar za towar.

 Wcześniej malowałam głównie olejami, uwielbiałam zapach terpentyny zmieszany z olejem lnianym i werniksem…Obrazy jednak długo schły, podczas gdy zaczynałam mieć duże zainteresowanie obrazami i Synestezją. Postanowiłam wówczas zająć się malowaniem na papierze, czyli akwarelami.

 I przede wszystkim zmienić technikę jaka kojarzy się z akwarelą a więc lekkie, prawie przeźroczyste kolory i dość małe na ogół formaty…

Pierwszym etapem było namalowanie 60 małych obrazów dla dzieci z domu dziecka. Małe, bajkowe światy. A potem na zamówienie miejscowego hotelu serię plenerów z okolicy Jeziora Rożnowskiego gdzie mieszkałam przez kilka lat. Kolejnym etapem były serie pojedynczych kwiatów również  do wystroju hoteli . Wreszcie, gdy już zrobiłam tzw „ palcówki „ albo inaczej gamy na klawiaturze pędzli i farb, sięgnęłam po wielki format papieru Canson z roli ( 300 G) i namalowałam pierwsze trzy obrazy w wielkim formacie, 140 cm x 110 cm , Life, You Can Fly i Frendship . Były to  obrazy na zamówienie, które stały się  moim osobistym debiutem w akwareli wielkoformatowej.

W trakcie malowania używam płyny maskującego aby nie zabrudzić bieli papieru. Założyłam, że biel papieru to jedyna biel w obrazie. Wymaga to ode mnie wielkiej dyscypliny aby nie zamalować bieli. Wymagało to również poskromienia emocji, czyli malowania w skupieniu prawie medytacyjnym, czując jednak wewnętrzne emocje Synestetyczki.

Maluję na warstwach, powoli wydobywając  mocne kolory, nakładam  je wielokrotnie aby uzyskać przestrzenność i gęstość koloru.

Najważniejszym etapem jest narysowanie obrazu. Rysuję bezpośrednio na papierze, ołówkami. Nie szkicuję wcześniej. Etap rysowania obrazu jest fantastyczną przygodą z własną wyobraźnią i ograniczeniami tego co widzę a co potrafię narysować a potem namalować.

Teraz cała technologia wydaje mi się prosta i oczywista, ale nie wówczas, na początku rozwijania własnej techniki w akwareli wielkoformatowej. Fakt, że nie mogę się cofnąć, zamalować lub wymazać był najtrudniejszy. Musiałam mieć wszystko „ w głowie”, ale jednocześnie malować z emocjami i spontanicznie. Wydawało się to prawie niemożliwe…

Fakt, że nie posługiwałam się  szkicami tylko od razu rysowałam na papierze akwarelowym i dość szybko nakładałam kolory powodował spore emocje. Zarówno wielki format jak i brak doświadczenia w akwareli- mojej akwareli był wielką przygodą. Często odchodziłam od obrazu, wychodziłam z domu a wcześniej zasłaniałam wielki obraz. Wracałam do domu  i szybko odsłaniałam obraz , starając się mieć świeże spojrzenie. Na ogół mi się nie podobał. Chowałam obraz i zapominałam o nim czasami nawet na długo…

 Dodatkowy problem była moja wada wzroku. Od zawsze nie widzę przestrzeni ani perspektywy, chociaż wiem na czym ona polega. Widzę wszystko na płasko. Tak więc moje obrazy są płaskie, chociaż malowane jak by przestrzennie. . Klasycznej perspektywy nie mają, bo jej nie widzę.

Do tego jeszcze Synestezja mojego postrzegania kolorów. Nie łączę również kolorów w sposób klasyczny, również z powodów  nie odczuwania tych łączeń. Klasyczne mieszanie farb jest dla mnie psychicznie trudne. To również pewna ułomność, albo atut, który trudno wyjaśnić, tak jak trudno wyjaśnić do końca, że imię Bożenka ma dominantę żółtego, a Grażyna brązowego, że Radość jest kolorem różowym, a cyfra osiem niebieskim…

W malarstwie używam farb rosyjskich na naturalnych pigmentach, maluję pędzelkami okrągłymi  z sztucznym włosiem.

Malowanie trwa bardzo długo, żeby wydobyć mocne kolory i przestrzenność obrazu, która jednak istnieje. Duże obrazy maluję czasami kilka miesięcy. Często maluję kilka obrazów na raz, to znaczy zakrywam na kilka dni, potem dalej maluję. I tak bez przerwy.

Generalnie mam obecnie około 300 obrazów nieskończonych, jedynie  naszkicowanych lub namalowanych w połowie. Na ogół na samym początku nie lubię obrazu, bo nie jest taki jak go w duszy widzę. A zawsze maluję z konkretną intencją. Wówczas jestem na obraz zła, nawet wściekła i nie mogę na niego patrzeć. Odstawiam więc i nie patrzę, nawet chowam do teczki…Musi minąć sporo czasu zanim go poczuję czyli polubię. A jak nie, to nadal leży i czeka.

Generalnie stale coś rysuję, szkicuję, zapisuję. Każdego dnia, od zawsze. Teraz gdy na chwilę przestałam robić autorskie filmy, nie piszę scenariuszy, co również wcześniej notowałam rysując do nich storybordy  i dekoracje.

Ostatnim etapem malowania obrazu jest jego złocenie do czego używam złotych farb do witraży, złotych farb akwarelowych i czasami akrylowych. Na ogół gdy już obraz jest teoretycznie skończony cos jeszcze retuszuję, małymi pędzelkami nr 0 i 1.

Pierwsze 2000 obrazów malowałam jedynie na zamówienia dla konkretnych osób. Wcześniej poznawałam zamawiającego, mówiłam co zamierzam namalować i od tej pory już nie pokazywałam kolejnych etapów malowania. Klient odbierał obraz jak już był skończony.

Obecnie nie maluję już na zamówienia, maluję dla siebie, to co czuję w danym momencie i wystawiam na sprzedaż. To dla mnie radykalna zmiana, bo wymaga większej dyscypliny, terminu oddania obrazu nie ma. Jest tylko moja potrzeba oddania Go światu.

Niech leci, tak do Niego mówię.




Oprogramowanie sklepu shopGold.pl