Strona główna » Alina Skiba - malarka i nie tylko...

Alina Skiba - malarka i nie tylko...

Data dodania: 29-06-2019 Wyświetleń: 560

Malowanie to rodzaj medytacji, rozmowy samej z sobą, ze swoimi odczuciami i emocjami.

Na ogół maluję dla klientów, na ich specjalne zamówienia. Maluję zawsze z intencjami. Intencje przemalowuję w obraz.

Maluję według mojego Synestetycznego widzenia świata, a więc Kolorów, Rytmów i Kształtów. Malowanie to jak rozmowa wirtualna z osobą, dla której maluję. Tak działa moja wyobraźnia. Gdybym malowała z taką prędkością jak tworzę obrazy w duszy, to powstawałyby ich setki….byłyby niekończącym się korowodem, bez ograniczeń, który by zmieniał jedynie kolory i kształty, płynął jak migocący złotem potok lub rzeka. Bez horyzontu, jak wielki ocean, w kilku przestrzeniach naraz.

Jak maluję?
Najchętniej malowałabym jednocześnie wszystkie obrazy, wprowadzała je w ruch i w rytm muzyki. Zamierzam TO kiedyś zrobić nie ograniczając obrazów ramą czy passe-partout, tylko wprowadzić je w przestrzeń filmu, rozwarstwić, porozdzielać w zależności od kolorów i kształtów i poddać ruchowi kamery w rytm dźwięków. Uruchomić obraz w filmie.

To tak film, jak jego sceny, klatki - były dla mnie zawsze zastygniętym obrazem. Tak działała scenografia i aktorzy w moich filmach lub postacie rysunkowe, a obecnie na zasadzie odwrotności – obrazy to zatrzymany fragment filmu w kadrze.

Moja Synestezja to również zapachy i smaki. Byłoby więc idealnie namalować obraz, który by popłynął... w przestrzeni, wraz z muzyką i zapachami, a do tego jeszcze miał smak.

To byłoby integralne działanie multimedialne.



Kompozycje moich obrazów na ogół są otwarte, nie ogranicza ich format obrazu. Sprawiają wrażenie fragmentu całości.

Pierwsze obrazy miały jeszcze klasyczną kompozycję, czyli taką jakiej mnie nauczono na Akademii Sztuk Pięknych. Z czasem ta klasyczna kompozycja, czyli mieszczenie się w formacie obrazu, bardzo mi przeszkadzała. Obecne obrazy zdecydowanie wychodzą poza format, czasami wręcz maluję na szerokim passe-partout. To tak, jakbym sugerowała, że ta opowieść się nie kończy, nie ma dla niej ram.

Można by je połączyć w nieskończony obraz kolorów, kształtów i mniejszych i większych kompozycji. W jednym obrazie można by wyodrębnić mniejsze.

Bardzo lubię, gdy jakiś element nie mieści się w formacie, wychodzi poza…., a czasami wręcz na passe partout obrazu. Tym bardziej, że moje obrazy to akwarele, malowane na papierze. Większość z nich, wielkoformatowych, pozwala rozszerzać kompozycje o dodatkową przestrzeń oprawy (passe-partout). W ten sposób obraz nie ma klasycznych ograniczeń, działa dodatkowym obrazem w obrazie.

Moja Synestezja:

Jestem Synestetyczką od zawsze... zanim dowiedziałam się że Synestezja istnieje na świecie, że istnieją Synestetycy.

Od zawsze mam swój stały alfabet kolorów, dźwięków i kształtów dotyczący cyfr i liter.

Samogłoski od zawsze są światłem, a spółgłoski również od zawsze mają swoje ustalone zasady.

Każde imię, nazwisko, każdą datę…każde zdanie mogłabym błyskawicznie, bez zastanowienia namalować. To już jest mój wypracowany system odczuwania. Zajęło mi wiele lat ćwiczeń, analiz i rozmów aby ten system stal się praktycznym odwzorowaniem w malarstwie jakie tworzę.

Nie łączę kolorów, jedynie je dokładam.

W moim postrzeganiu koloru łączenie klasycznie nie istnieje. Malując jedynie w pewnym sensie laserunkowo – nakładam na poszczególne kolory – poprzez warstwy inne kolory. Technika akwareli również w tym mi pomaga, oraz płyny maskujące którymi zakładam obraz.

Sama technika malowania-unikatowa, zajęła mi wiele lat ćwiczeń i doprowadziła do obecnych efektów. Wbrew założeniom klasycznej akwareli – transparentnej , delikatnej wręcz przeźroczystej- maluję w bardzo mocnych , intensywnych kolorach. Używając farb na naturalnych pigmentach, głównie rosyjskich, wielokrotnie powlekając konkretny kolor tym samym kolorem. Kolor bieli to zawsze kolor papieru. Pozostawiam niektóre płaszczyzny białe, maskując je odpowiednimi płynami. Wymaga to szczególnej konsekwencji w malowaniu oraz powściąganiu emocji, aby nie zamalować białych płaszczyzn, bowiem w akwareli nie ma odwrotu. Nie można nic przemalować lub zmienić. Ta dość oczywista i prosta czynność w malarstwie olejnym lub akrylowym – w akwareli nie istnieje. Muszę od początku mieć świadomość do czego zmierzam.

Cały proces twórczy powstaje w mojej głowie. Nawet szczegółowe szkice, a potem bardzo precyzyjny rysunek na papierze akwarelowym w formacie w którym ma być namalowany obraz - nie jest wystarczający.

To jedynie wstęp.

Główny proces powstaje cały czas w mojej głowie. Jest najtrudniejszy, bo nie mogę się cofnąć. Muszę w dużym stopniu przewidzieć efekt końcowy.

Etap środkowy malowania, czyli zapełnianie poszczególnych kształtów kolorami jest najbardziej dłużący lecz konieczny. Często maluję kilka obrazów na raz, dzieląc kolejne etapy. Na jednym dopiero szkicuję, na drugim już robię właściwy precyzyjny rysunek ołówkiem, na trzecim zapełniam płynem maskującym białe powierzchnie, a na kolejnym nakładam poszczególne kolory.

W trakcie malowania zasłaniam obrazy. Co pewien czas odsłaniam żeby je zobaczyć na nowo, wychodzę też z pracowni lub nie przychodzę do niej przez dłuższy czas. To daje mi świeżość widzenia kompozycji, jak również kolorów i kształtów. Czasami odwracam obraz do góry nogami i maluję odwrotnie. Jest to zawsze dla mnie zaskoczenie jak inaczej wygląda, jak często staje się ciekawszym zaskakującym od strony kompozycji ...nie ma schematu, które „oko” automatycznie robi. W niektórych obrazach odwróconą kompozycję obrazu zostawiam do końca.

Trzeci etap malowania jest najtrudniejszy, najbardziej pracowity i czasochłonny. Następuje on wówczas gdy właściwie wszystko jest już namalowane. Teraz wprowadzam, uruchamiam DUSZĘ obrazu. To najbardziej emocjonalny etap. Spędzam często kilka dni, po kilkanaście godzin, dopieszczając, dopracowując poniektóre elementy obrazu. Wyciągam kolory, linie, retuszuję , nakładam złote punkty , czasami małe punkciki bieli…, a wszystko małymi pędzelkami nr 2 i nr 1.

Potem, kiedy uważam obraz za skończony…. zasłaniam go i opuszczam pracownię na kilka dni.

To całe misterium jest konieczne aby poczuć co namalowałam.

Po kilku dniach wracam. Siadam przed obrazem, zamykam oczy i odsłaniam.

Zawsze jestem zdenerwowana i czuję się debiutantką.

Patrzę.

A potem przychodzi klient już właściciel obrazu. Rozstaję się obrazem i zawsze jest mi smutno i pusto. W końcu spędziliśmy ze sobą wiele tygodni.

Po obrazie zostaje mi jedynie zdjęcie, oraz rejestracje z poszczególnych etapów, które robię na przestrzeni czasu malowania.

Pamiętam, jak kiedyś malowałam wielki obraz, a na nim wielkiego Czerwonego Ptaka i Rybę. Moja wówczas 4 letnia córeczka Adela, pomagała mi w ściąganiu płynu maskującego, zamiatała resztki z gumki i temperowanych ołówków. Gdy wreszcie po kilku tygodniach przyszedł klient i zabrał obraz – rozpłakała się, szlochała wołając: Czerwony Ptak jest nasz!! Nie można go oddać. On z nami mieszka, on jest nasz…

Adela już pełnoletnia jest jedynym moim konsultantem. Pokazuję Jej, gdy obraz jest prawie skończony i pytam co czuje, jak Go postrzega. Często nanoszę możliwe poprawki a raczej podkreślenia koloru według Jej sugestii . Generalnie nikomu łącznie z klientem nie pokazuję etapów malowania. Ustalam na początku tematykę i ogólną kolorystykę. I to jest jedyny kontakt z klientem. Często to pierwsze spotkanie trwa długo. Poznajemy się, rozmawiamy… przedstawiam swoją koncepcję, kierując się Synestetycznym widzeniem zestawu kolorów, kształtów, a przede wszystkim symboliki obrazu i intencji z jaką ma być malowany.

Kolejne etapy, trwające kilka tygodni, w zależności od formatu, maluję bez kontaktu z klientem.

A potem oddanie. Obraz namalowany.

W czasie malowania nie jem posiłków, piję jedynie wodę, nawet gdy spędzam w pracowni długie godziny. Proces malowania pobiera ze mnie energię i siły, jestem jakby w pewnym transie, nie odczuwając niczego poza maksymalnym skupieniem. A gdy wychodzę z pracowni najpierw czuję wielką ulgę, lekkość, a potem kolosalne zmęczenie. Nie mam siły mówić, ani nic robić, nie spotykam się z nikim …..mam jedynie siłę na CISZĘ wokoło i totalny spokój. Wracam do domu, nie czytam, nie rozmawiam, czasami oglądam seriale w TV pt. CSI, KOŚCI, dr House lub filmy przyrodnicze lub idę spać. Na następny dzień, gdy obraz już jest zaawansowany – maluję go w myślach. Myślę o nim cały czas, przestawiam jego elementy, zmieniam kolory i …nie idę do pracowni. Czekam.

Czasami myślę, że daję obrazowi czas aby sam zaskoczył. Aby jego energia i moja dopasowały się do siebie. Abyśmy się polubili i poczuli. Gdy już zatęsknię za nim – wracam do pracowni. Siadam, odsłaniam i patrzę. Najpierw przez zmrużone oczy, potem przez otwarte i zawsze czuję lekki niepokój. Patrzę na niego tak jakbym nie była jego autorką. Czasami jak jestem niezadowolona, to się z nim kłócę na głos. Mówię, a raczej lekko pokrzykuję: „przestań…to nie ten kolor, co TY wyprawiasz…dlaczego taki kształt? .....jeszcze trzeba Cię zmienić...a ta linia? Beznadziejna...co z Tobą zrobić teraz…czy nic się nie da zrobić? zobaczymy, zobaczymy…”

Gdyby ktoś słyszał to pewnie pomyślałby, że to jawne wariactwo i jakiś odpał... może i tak?....

Dla mnie obraz to żywa materia. To moja energia, moje emocje, moje intencje i osoba, dla której to maluję. Intencje, symbole i ich wirtualny i fizyczny skutek.

Często z tych moich medytacji przy malowaniu- obrazy spełniają swój cel, taki z jakim były malowane. Zresztą wierzę tak jak najstarsi Indianie, że obraz to dusza...dlatego nie maluję realistycznych portretów, nie chcę w jakikolwiek sposób ingerować w fizyczną przestrzeń.

AMEN

©
Tekst jest chroniony prawami autorskimi. Kopiowanie i wykorzystywanie treści we fragmentach czy w całości jest zabronione bez zgody autora.


Przejdź do strony głównej
Oprogramowanie sklepu shopGold.pl